wtorek, 26 lutego 2019

"Aquaman"-szczerecenzja

Jak trwoga to do człowieka ryb ... władcy siedmiu mórz!
   Słowo "szczerecenzja" to zapożyczenie od kanału zDvpy

  Kamera ... i akcja :3 🎬🎫🎥🎦🎼🎶🎵 nutka do przesłuchania przy czytaniu :D  (podany link) 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  


   Choć premiera tego filmu była już bodaj w grudniu to jakoś nie miałam czasu ani możliwości obejrzeć ten DCowski film.

   Pierwsze od czego zaczyna się "Aquaman" jest sztorm i uratowanie przez Toma-latarnika królowej Atlanny. Przepiękna miłość połączyła dwoje kochanków z dwóch różnych światów i BUM! Powstał Arthur. 


     Szczerze? Bardzo lubię relację łączącą Arthura z ojcem. Piją razem w pubie normalnie piwerko, śmieją się i rozmawiają. I choć po ryju dostajesz zaropiałym ch*jem zapijaczonego bezdomnego z czyrakami odbytu (coś podobnego kiedyś zDvpy powiedział 😅😎😆) tym dubbingiem ... uważam jednak, że jak ktoś ma zajawkę na komiksy/filmy/seriale z superbohaterami, jest geekiem i chociaż trochę ogarnia kim jest Arthur Curry w końcu się wciągnie w fabułę a ten dubbing w sumie już olewa.


    Arthur do mądrych, inteligentnych i oczytanych niczym Sheldon Cooper (fani "Teorii Wielkiego Podrywu" wiedzą o co chodzi 😍) nie należy. Co strasznie drażni a przynajmniej mnie. Co innego gdyby jeszcze główny bohater używał częściej mózgu. A tak ...  dostajemy randomowego bezmyślnego osiłka. 

     I ja nie mówię, że Curry jest beznadziejny. Co to, to nie! Kocham go od "Ligi Sprawiedliwości" kiedy pierwszy raz zobaczyłam Jasona Momoę (aktor wcielający się w protagonistę) i jego grę aktorską. Mam wrażenie, że Jason nadał nowego mocnego charakteru człowiekowi rybie, który w kreskówce utknął w foliowej czy plastikowej formie na babeczki. Dzięki niemu ta postać stała się silna, mniej bekowa, mniej taka ...  kolokwialnie mówiąc mało istotna.


   Akurat to, że Aquaman w filmie nie jest blondynem i ma dłuższe włosy jest atutem. Bo wyobraźcie sobie takiego Syrenamena (tu z kolei pozdrawiam tych który znają Spongeboba) w prawdziwym filmie. NJE! Po co nam kolejny Clark Kent z tlenionymi włosami? 


   Ale przejdźmy do najgorszej postaci jaką DC stworzyło ... . Do Mery. Mera to księżniczka, córka króla Nereusa, częściowo narzeczona króla Orma (brata Arthura). Jak ja jej nie trawię! Ughhhh! Ona bije po ryju swoją idealnością a to już nie kuje w oczy a raczej przebija Ci oczy aż trójzęby wychodzą przebite z drugiej strony głowy. I kiedy w komiksach czy kreskówce Mera jest super i ją lubię tak w filmie jest niczym Baśka z serialu "Gotham"- nienawidzisz od razu gdy ją ujrzysz i gdy ona coś powie. To taka Arielka z nogami i potrafiąca się bić. Coś jak Czarna Wdowa z Marvela tylko w wersji morskiej, idealniejszej i z DC.

   Nienawidzę Mery i nienawidzę shipu Arthera. Po prostu ...  




   Za to bardzo lubię Vulko. 


                                 O ten o tu pan "koczek".


    Nie wiem czy to dzięki aktorowi (Willem Dafoe), który w jedynym prawilnym Spiredmanie (ten z Peterem którego grał Tobey <3) odegrał rolę wuja Henryka Osbourne'a (a także Goblina jednego z przeciwników Spidermana) czy też dzięki usposobieniu postaci Vulko. 
    Wiecznie spokojny, opanowany, tajny agent, wierny królowej Atlannie i Arthurowi. To jak on uczy Arthura i jak z nim rozmawia sprawia, że sama chciałabym być uczona przez niego. 




   Jedną z najlepszych scen w filmie jest wycieczka klasowa do oceanarium małego bohatera. To jest takie super, że nie mam słów by wyrazić swoje podjaranie się. 




    Orm. Brat króla Atlanty. Możecie go lubić lub nie, ale z czasem i tak go polubicie. Bo w sumie Orma wychowywał jego ojciec a nie Tom ojciec Arthura. Sam blondyn chce wytoczyć wojnę ludziom za to jak zaśmiecają i niszczą wodne ekosystemy. Tu go popieram. 

    W ciągu całego filmu przewijają się trójzęby. Dla Atlanów to symbol władzy. Arthur włada najpierw trójzębem jego matki, Orm trójzębem swojego ojca. Niemniej Aquaman okazuje się godny najpotężniejszej broni w całym oceanie. To trójząb króla Atlana. On jedna wszystkie siedem mórz i wprowadza posłuch u wszelakich morskich stworzeń w tym u Karakena. 




    Nikt mi nie wmówi, że Curry jest słabą postacią, ponieważ Jason Momoa ukradł moje serce na całego w tej scenie, w której odbiera z rąk króla Atlana trójząb (pierwszy gif pod słowem "Karakena"). 


   I możemy się wykłócać o to czy film jest słaby czy jest genialny patrząc na repertuar filmowo-serialowy od DC.
Uważam, że "Aquaman" jest warty obejrzenia. Mnie na ten przykład bardzo jara chociaż wprowadza także w ku*wicę i cringe. Ten dubbing jest straszny, Mera to ideał którym się rzyga wręcz niczym Bonus BGC (wiecie o kogo chodzi, a jak nie to zaraz dam gifa xD. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach :p), fabuła to się wlecze to gna jak pieseł mojej przyjaciółki za jego ulubioną piłaską. Postacie są niedorobione, brakuje kilku mocnych scen, które sprawiłyby że film nawet z przeokropnym dubbingiem byłby bardzo fajny a nawet genialny. Z drugiej strony mamy pana mórz i oceanów, świetne charakteryzacje, przecudowne podwodne miasta, historię która zapada w pamięci, sceny przy których dostaje się gęsiej skórki a włosy z podekscytowania stają dęba, postacie mimo swojego niedopracowania są fantastycznie zagrane.


   Polecam bardzo gorąco obejrzeć "Aquamana", bo nie ma wiele filmów o superbohaterach, w których to odczuje się cały wachlarz emocjonalny w niecałe 2 i pół godziny. Naprawdę warto zobaczyć podwodną przygodę Arthura Curry'ego. 







 Ocena .... 9/10. A tak! Bo co mi tam! Jaram się jak gimbusy na wieść o Fame MMA 3!
  
                                       NiePoczytalna lunatyczka bez odbioru! *salutuje*





A na koniec Arthur z jego silnymi argumentami xD  




piątek, 25 stycznia 2019

"Krzysiu, gdzie jesteś?"- szczerecenzja

"Krzysiu, gdzie jesteś?"

   Na początek chciałabym zaznaczyć, że "szczerecenzja" jest zapożyczonym słowem od kanału zDvpy. 

    No to zaczynamy recenzję!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



   Kim jest Kubuś Puchatek chyba każdy wie. Tego puchatego jegomościa zatem nie trzeba przedstawiać. Nie tylko ja wychowałam się na bajkach o nim, więc każdy ma jakiś sentyment do postaci głupiutkiego misia. 



   Gdy byłam mała zawsze chciałam zostać Krzysiem by móc przeżywać przygody w Stumilowym lesie. Dlatego też możecie sobie tylko wyobrazić moje podekscytowanie w momencie, w którym usłyszałam o ekranizacji dalszych przygód Kubusia. 



   Sam film o dziwo został zrobiony wręcz PRZE-GE-NIAL-NIE!! I choć postacie ze Stumilowego lasu mnie zawiodły przez to jak zostały graficznie zrobione, to uważam ten film za udany.

   Im dalej zagłębiasz się w fabułę, tym mniej przeszkadza Ci grafika postaci.

   Akcja zaczyna się gdy Krzyś (grany przez Ortona O'Brien a potem przez Evana McGregora) ostatni raz jest z przyjaciółmi. Po prostu serce pęka już na samym początku. Bo jak to możliwe, że TEN Krzyś Robin zapomina o Kubusiu, Prosiaczku, Tygrysie, Króliku, Sowie, Kłapouchym i reszcie zgrai?! No jak?! 



   Krzyś zapomniał, zobojętniał, zatracił dziecięcą radość. Stał się zapracowanym i obojętnym dorosłym. Niczym nie wyróżniającym się w dodatku. Prawda jest taka, że Krzyś został Krzysztofem. Mąż, ojciec, nudny dorosły. Aż nie chce się wierzyć w to, iż kiedyś był Krzysiem, który zawsze znał odpowiedź i miał rozwiązanie każdego problemu oraz to on przeżywał najcudowniejsze przygody w Stumilowym lesie. 

   A właśnie, właśnie Stumilowy las ... . Nie wiem czemu w filmie nazywa się "Stuwiekowy las". Zapamiętałam jego nazwę zgoła inaczej ... .

   Za to prostota bijąca ze skomplikowanych wyjaśnień protagonistów jest (nie)oczywista i chyba nie tylko ja pogubiłam się nie raz w niej. 


   Cytaty. Nie ma osoby na świecie, która nie zna przynajmniej jednego cytatu z Kubusia Puchatka. I tu scenarzyści również uwzględnili piękną kopalnię życiowych prawd. 



   Evelyn i Madeline czyli żona i córeczka Krzysia to wspaniałe kobiety, nad którymi nie przeszłam obojętnie. Szczerze to najpierw Evelyn mi tam nie pasowała do filmu, ale to się zmieniło, gdyż no kurde Krzysiu dorósł i oczywistym było, że znajdzie sobie dziewczynę. Trzeba się pogodzić z tym raz na zawsze Ivy. *wzdycha.*



   A tak będąc czepialską, no serio? Serio Krzysztof pracuje w firmie produkującej walizki? 😒😳😨 Skończył dobrą szkołę a pracuje przy walizkach? 🤦

   Za to niebiosom wdzięczna jestem za głos, który użyczył Puchatkowi Maciej Kujawski czyli AUTENTYCZNY głos dubbingowy Kubusia! 💖💖💖💖💖

   Apogeum mojego rozczarowania sięgnęło w chwili gdy Krzyś wrócił do Stumilowego lasu odprowadzić Puchatka. Ten krajobraz ponurego lasu był idealny i liczyłam na walkę Krzysia z Hefalumpfem. No przecież byli przy znaku ostrzegawczym, że dalej jest teren Hefalumpów! Oficjalnie mam focha. 
 
   


   I nawet udawana walka Krzysia z Hefalumpfem nie rekompensuje mi tej okrutnej straty adrenaliny. 

   Liczyłam też na scenę gdzie Krzyś jeszcze młody i Kubuś siedzą na ich ulubionym miejscu a chłopiec pyta Puchatka co jeśli będzie musiał odejść ... . 

   

   Nie do smak. Nienasycenie. Tak mogę określić moje wrażenia po seansie. Liczyłam na o wiele więcej. Jednocześnie wielokrotnie byłam niesamowicie wzruszona i miałam gulę w gardle, której nie mogłam przełknąć. Kocham ten film i go nienawidzę. CHCĘ WIĘCEJ! To za mało. Film był świetną okazją do napakowania do niego tylu wartości, tylu mądrości, tylu wątków ... a wyszedł niedokończony film. 


   Mimo wszystko za stroje, nigdy nieśpiący Londyn, niesamowity Stumilowy las, bądź co bądź pomysł, obsadę aktorską, świetne głosy, szczęśliwe zakończenie i całokształt daję ... 9/10.